Uschła modlitwa

Ze strony: ewangelizatory.sthajenka.pl

Ze strony: ewangelizatory.sthajenka.pl

W dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: Stań tu na środku! A do nich powiedział: Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić? Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: Wyciągnij rękę! Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.

Panie, spójrz. Jestem chory.

Co to znaczy „uschła ręka”? Kiedyś zdrowa, normalna ręka stała się martwa, nieżywa, bezwładna, dotknięta paraliżem… Niby jest, ale kompletnie do niczego się nie nadaje. Zwisa bezładnie jak kikut. Jest tylko cieniem tego, czym była wcześniej lub czym powinna być.

Zupełnie jak modlitwa, która niegdyś ożywiana zapałem i radością, na skutek choroby stała się martwa i sparaliżowana. Przyszło znużenie duchowe, lenistwo i pojawiło się, niczym zaraza, zniechęcenie i oziębłość. A może pojawiły się trudności? Problemy? Tak czy inaczej – przestało się o swoją modlitwę dbać i ją pielęgnować. Przecież i tak jest do niczego. Najgorzej jest, gdy ta modlitwa musi być codzienna. Na przykład – do końca życia. Za kogoś. Za kapłana. I nie cieszy mnie już ta modlitwa. Stała się kłopotem. I dlatego nie chcę jej leczyć. Wyrok: amputacja.

Stań na środku!

Patrzę na swój martwy kikut, gdy oto słyszę głos: podnieś się i stań na środku! Posłusznie wstaję, ale wcale nie mam ochoty wychodzić na środek. Wolę ukryć się w kącie. Niemniej głos przynagla, więc idę. Staję pośrodku i w pełnym świetle tym bardziej widzę jak żałosny widok sprawia moja ręka. I z przerażeniem zdaję sobie sprawę, że ten paraliż postępuje. To już nie tylko ręka. Za miesiąc, dwa być może nawet połowa mojego ciała będzie nieruchoma.

Wokół mnie jest wielu ludzi, którzy widzą moją słabość. Dlaczego Ten Człowiek to uczynił?  Sama widziałam, że człowieka niemego i głuchego wziął osobno, z dala od spojrzeń innych i uzdrowił ich. A mnie postawił na środku. Jaka jest tego przyczyna? Jaką motywację ma Jezus, żeby postawić mnie pod ostrzałem innych ludzkich spojrzeń? Dlaczego przywołał mnie publicznie?

Żadna modlitwa, tak jak żadne uzdrowienie, nie jest tylko dla mojego prywatnego użytku lub tylko dla mnie samej. Każda modlitwa i każdy cud wpływa na wspólnotę i ma być świadectwem dla innych. Ma dawać nadzieję i być światłem dla innych – dla tych, którzy stoją w kącie, w ciemności i nie odpowiedzieli na głos, który wywoływał ich do światła. Potrzebują świadectwa, muszą zobaczyć tę nadzieję.

Wyciągnij rękę!

Niedowład jest tak silny, że z uschłą ręką tak naprawdę nie można uczynić nic. Ale nie myślę o tym. Nie kalkuluję, nie zastanawiam się: da się czy się nie da. Po prostu to robię, „w ciemno”. I słyszę głosy wokół mnie: „Jak można wyciągnąć rękę, którą nie można poruszyć? Nie da się. To po prostu fizycznie niemożliwe!” Głosy zdziwienia, zaskoczenia i… strachu. On sprawił, że niemożliwe stało się faktem. Jedyne co zrobiłam, to zapragnęłam wyciągnąć rękę. I stało się. Oto widzę ją na własne oczy. Znów zdrową, sprawną, pełną życia.

Tak, słyszę strach w głosie tych ludzi. Część z nich cieszy się z cudu, lecz część jest po prostu wściekła. Szemrzą przeciw Niemu i przeciw mnie. Nie tak to miało się potoczyć. Spodziewali się porażki, a choć uzdrowienie jest cudowne, to oni wcale nie są zadowoleni. Bo to oznacza dla nich rozczarowanie: są wezwani do tego, by i oni wyciągnęli rękę. Ale oni tego nie chcą. Wolą amputować swoje dłonie. Tak jest im po prostu łatwiej i wygodniej.

Jestem dezerterem

Rezygnacja z modlitwy zawsze jest wygodniejsza, aniżeli podejmowanie codziennego wysiłku, by nieustannie pielęgnować ją, dbać i poddawać leczniczej mocy Bożej. Potrzeba wielkiego nakładu sił i ofiary, by wytrwać w postanowieniu modlitwy i nie złamać danego słowa. Oczywistym jest, że mowa tu nie tylko o naszej codziennej modlitwie, ale i o tej, do której zobowiązujemy się tutaj – publicznie, na świadectwo innym, w celu uświęcenia Kościoła. Wielu podejmuje się zobowiązania pod wpływem impulsu. I nie ma w tym nic złego, dopóki pamiętamy, że bierzemy odpowiedzialność za swoją modlitwę na dobre i złe. Łatwo być konsekwentnym w godzinie entuzjazmu, trudno w godzinie smutku. Każdy mierzy się z trudnościami. Ja tak samo jak i Ty. Zachęcam Cię jednak do tego, byś wyciągnął swoją rękę i pozwolił się uzdrowić. Czasem zamiast amputacji, wystarczy zaufać. Stań razem ze mną na środku. Potrzeba tego i mnie i innym, na świadectwo dla nas – bo czasem staję się dezerterem. Może i wychodzę ze swoją uschłą modlitwą, lecz cofam się pod ścianę i kulę w kącie, nie chcąc nikomu pokazać, że nie wszystko mi wychodzi.

Zanim zdecydujesz się na amputację, powalcz o uzdrowienie. Nie rezygnuj z modlitwy tak łatwo!

—————————————————

Z dedykacją dla Pani Marii, która „zbiera” kapłanów, z których adopcji zrezygnowano – jak anioł ułomki chleba, by nic się nie zmarnowało. Ze wzruszeniem dziękuję. 

This entry was posted by Sandra Kwiecień.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.